Boża miłość objawia się w spotkaniu z braćmi i siostrami!

W pierwszą niedzielę marca wybrałyśmy się na spacer po Warszawie, aby pomodlić się na różańcu i rozradować się pięknem przyrody. Podczas modlitwy Pan Jezus „zatroszczył się o nas”, abyśmy mogły spotkać się z braćmi i siostrami – i tym sposobem objawił swoją miłość względem stworzenia.

Św. Wincenty powiedział, że „prawdziwa miłość otwiera ramiona a zamyka oczy”. Podobnie jest ze spotkaniem z drugim człowiekiem, który staje się darem samego Stwórcy. Dlaczego nasz Założyciel pisze o tym, by niestrudzenie otwierać ramiona? Odwołuje się bowiem do samego Chrystusa, który na krzyżu rozpościera ramiona, aby krzyżową męką i śmiercią powiedzieć każdemu człowiekowi „Jesteś dla mnie ważny! Kocham Cię. Za Ciebie oddałem życie”.

Kiedy zaczęłyśmy odmawiać różaniec, podeszły do nas dwie młode dziewczyny: Kasia i Gabrysia prosząc o modlitwę w ważnych dla nich intencjach. Nawiązała się rozmowa, potem podarowałyśmy im różańce i Cudowne Medaliki.

 Piękno spotkania i dar modlitwy stały się dla nas żywym znakiem obecności Boga, który z czułością troszczy się o każdego człowieka. Możliwość modlitwy za drugiego człowieka otwiera uśpione pokłady serca, które poszukuje Boga, niczym łania szukająca wodopoju. Udałyśmy się w stronę Starówki, gdzie spotkałyśmy Pana Ryszarda, który poprosił nas o modlitwę za śmiertelnie chorą kilkumiesięczną wnuczkę. Podarowałyśmy Panu błękitny medalik, jako znak obecności i orędownictwa Niepokalanej.

Następnie poszłyśmy się do jednego z kościołów na Starym Mieście, któremu patronuje Św. Józef. W tej pięknej Jubileuszowej Świątyni chciałyśmy dokończyć ostatni dziesiątek różańca, odmówić Litanię i w ciszy poadorować Pana Jezusa. Dobry Bóg w swoim wielkim miłosierdziu pozwolił nam spotkać Pana Kościelnego, który akurat otwierał kościół. Dowiedziałyśmy się wówczas, że poprzedniego dnia pewna kobieta próbowała podpalić baner Jezusa Miłosiernego, który był wykorzystywany podczas piątkowej Adoracji Krzyża. Mimo kilkukrotnej próby podpalania baneru w różnych miejscach ogień się nie rozprzestrzenił, bo Jezus „sam stłumił płomienie”. W ciszy i modlitewnym skupieniu polecałyśmy Bogu tę kobietę, aby pomógł jej uwierzyć w Jego miłość i odnaleźć drogę do Niego.

W drodze powrotnej do klasztoru dane nam było spotkać jeszcze Pana Jacka pracującego w jednym z hoteli na Starym Mieście, który życzył nam dobrego dnia.

Wspólna modlitwa różańcowa i spacer pozwoliły nam na ulicach Warszawy spotkać Jezusa, który nadal woła „Pragnę”, i szuka serc ludzi głodnych Boga.

Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić, i nakarmić się, jeśli jest głodny.

Siostra Anna