Świadectwo S. Joanny

Przedziwny wybór

Pierwsze wspomnienia, gdy sięgam pamięcią wstecz to wieczorna modlitwa przy łóżku z siostrą, tatą i mamą. Pierwszych modlitw nauczyła mnie mama, ale tato pilnował, byśmy z siostrą, a później i z braćmi codziennie wieczorem razem z nim odmówili pacierz. Gdy poszłam do szkoły na religię, chodziłam do punktu katechetycznego u OO. Kapucynów w Łomży, ponieważ szkoła Nr 2 należała do ich parafii. Bardzo lubiłam katechezę, a zwłaszcza kolorowanie obrazków. Wtedy zapragnęłam zostać taką panią katechetką, by sprawiać dzieciom tyle radości, ile ja sama w tym czasie miałam. Pierwsza Komunia była z rocznym opóźnieniem. Dlaczego? Ponieważ miałam mały wypadek, zszywano mi rękę, przebywałam w szpitalu, a w tym czasie odbywał się egzamin z pytań. Przystąpiłam do niego, ale w innym czasie i chociaż odpowiedziałam na wszystkie pytania oprócz jednego, to moja umiłowana pani katechetka powiedziała, że pójdę za rok razem z młodszą siostrą. Dzisiejsi rodzice zrobiliby taką awanturę, że oparłoby się o ks. Biskupa. Ale moja mama nie kłóciła się, powiedziała mi, że dobrze będzie mieć Komunię razem z siostrą. W moim sercu zostało jednak poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Zmieniliśmy miejsce zamieszkania, a ja zmieniłam też szkołę. W piątej klasie zaczęłam chodzić do SP nr 4 w Łomży. Sąsiadowała ona z Zakonem Panien Benedyktynek. Z okien pierwszego piętra widać było ogród i pracę sióstr. Wtedy przyszła mi myśl, że gdybym kiedyś zapragnęła pójść do zakonu, to nie do zamkniętego, ale innego nie znałam. W siódmej klasie zmieniono nam katechetkę; została nią s. Teresa Mucha – szarytka – i wszystko się zaczęło. Byłam w trudnym wieku, dziewczyny mnie drażniły, natomiast dogadywałam się z chłopakami w klasie. Jak to chłopcy, trochę rozrabiali, a ja z nimi i s. Teresa jednym spojrzeniem spowodowała, że w moim postępowaniu wszystko się zmieniło. Co było w tym spojrzeniu? Miłość do młodego człowieka i smutek z tego, jak się zachowuję, nadzieja, że zmienię swoje postępowanie. Powiedziała jeszcze „Oj, Asiu, Asiu”, patrząc mi w oczy tym swoim przenikliwym wzrokiem. Zaprzyjaźniłyśmy się na poziomie uczeń i nauczyciel. Wtedy poznałam Siostry Szarytki pracujące w Łomży: s. Łucję Kwietniewską, s. Zofię Jaworską, s. Helenę Przybysz. Poznałam św. Wincentego a Paulo, św. Ludwikę de Marillac, św. Katarzynę Labouré. W tym poznawaniu zaczęło powoli kiełkować moje powołanie. Od s. Teresy dowiedziałam się o Aspiracie i gdy przyszedł koniec roku klasy ósmej, zdecydowałam się pójść do Aspiratu.  Powiedziałam to s. Teresie, a ona „Czekałam, kiedy mi to powiesz”. Była dobrą obserwatorką. A rodzice, gdy im powiedziałam, to tatuś bystrym wzrokiem spojrzał na mnie, a u mamy pojawiły się łzy. Głos zabrał tatuś: „Chciałem być mechanikiem samochodowym, ale dziadek powiedział, że to brudna praca i mam być krawcem. Szyję bardzo dobrze, mam klientów, ale to nie jest moja pasja i zobacz, nie otworzyłem zakładu krawieckiego, tylko pracuję w fabryce.”  Mama też powiedziała: „Ja byłam wybrana przez Mirę Zimińską-Sygietyńską do Zespołu Mazowsze, ale dziadek powiedział, że nie puści mnie i nie da mi pieniędzy na podróż. Co to za praca artystyczna”. Całość zakończył tata mówiąc: „To jest twoje życie i twój wybór. Jak ci nie wyjdzie, to masz tu zawsze dom i możesz w każdej chwili wrócić”. Ale ja nie wróciłam i jestem szczęśliwa. 

Myślę, że na wybór drogi powołania w moim życiu zaważyły wszystkie wydarzenia, które wyżej opisałam. Pozwoliły mi one podjąć taką decyzję, by całe swoje życie poświęcić Bogu w Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia i służyć Mu tam, gdzie mnie poślą. A zostałam posłana do pracy z dziećmi w katechezie. Jestem Bogu wdzięczna za wszystkie siostry, które postawił na mojej drodze, bo każda z nich w jakiś sposób kształtowała moje powołanie. 

s. Joanna