Wśród więźniów – S. Anna

„Byłem w więzieniu a przyszliście do Mnie.”

Mt 25,43

Jestem wdzięczna Panu Bogu za, to, że przed laty zaprosił mnie do posługi więźniom. Dobrze pamiętam pierwsze kroki w pawilonach więzienia. Po prawej i lewej stronie długiego korytarza zamknięte cele, głośne dźwięki muzyki i potężny krzyk któregoś z więźniów. Przypomniałam sobie wówczas św. Wincentego a Paulo, założyciela naszego Zgromadzenia, który widząc różnoraką nędzę XVII – wiecznej Francji pytał do czego zaprasza Go Pan Bóg w tej konkretnej sytuacji.

Spotkania i rozmowy z więźniami pokazały czego oczekuje Bóg ukryty w uwięzionym. Posługa w areszcie to regularna  katecheza, przygotowywanie osadzonych do sakramentów świętych, współpraca z kapelanami, terapeutami, wychowawcami, i innymi funkcjonariuszami SW, organizowanie rekolekcji, prowadzenie spotkań modlitewnych.

Bardzo ważnym elementem posługi w duszpasterstwie są rozmowy indywidualne z chłopakami, one otwierają drzwi do wnętrza ich osobistej historii życia. Być zaproszonym do tego świata, umieć wysłuchać, starać się zrozumieć i przyjąć tę historię, a następnie w sposób subtelny i delikatny pokazać, że jest to ziemia święta, w której Bóg od początku jest obecny, to sukces. Następnie jest czas formacji, towarzyszenia w procesie rozwoju duchowego.

Zdobyć zaufanie chłopaków nie jest rzeczą łatwą, często otwieram te drzwi po dłuższym czasie towarzyszenia, chłopcy sprawdzają moją lojalność, słowność, dyskrecję, zwłaszcza ci, którzy są najbardziej poranieni.

Wspomnę o Jacku, który uczestniczył w katechezach przygotowujących do sakramentu bierzmowania. Wówczas w jednej grupie w spotkaniu uczestniczyło kilkunastu uwięzionych dwudziestolatków. Na wszelkie możliwe sposoby Jacek utrudniał prowadzenie katechezy. Pomimo tego, że spotkania odbywały się dla chętnych, Jacek uczestniczył w nich regularnie. Miałam wrażenie, że młody człowiek traci czas, a ja cierpliwość, której brakowało mi wobec niego. Pojawienie się Jacka na katechezie oznaczało tyle, że niewiele uda się zrobić dla pozostałych.

Kilka tygodni temu, gdy modliłam się z więźniami na różańcu za zmarłych, przyszedł mężczyzna, który przypominał mi kogoś. Podszedł przywitać się i powiedział skąd się znamy, to właśnie był Jacek. Zadałam mu pytanie: co ty tutaj robisz, my będziemy modlić się, a ty? Krótko opowiedział, w jaki sposób  Pan Bóg go dotknął. Jego życie, myślenie, system wartości zmienia się. Jest praktykującym katolikiem. Na koniec naszej krótkiej rozmowy powiedział, że wszystko, o czym mówiłam przed laty na katechezie to prawda, namacalnie bowiem doświadczył działania zła w swoim życiu. Pan Bóg  uratował Go  przed samobójstwem. Pokazał również Cudowny Medalik zawieszony na szyi, który podarowałam mu piętnaście lat temu.  

S. Anna