„Moje cudowne ocalenie z wypadku”

Bóg złożył w dłonie Maryi wielkie skarby Bożej miłości i dał Jej władzę dysponowania nimi dla dobra dusz. Poniżej zamieszczamy świadectwo Anny, która dzieli się otrzymanym darem ocalenia życia. Przez to świadectwo pragnie wyrazić wdzięczność Matce Bożej i samemu Bogu.

Mam na imię Anna, mieszkam koło Tarnogrodu. Od 20 lat jestem szczęśliwą żoną i matką. Mój mąż jest dla mnie jak druga połowa jabłka, jest moim ogromnym wsparciem, duchowym również. Zawsze umie mnie pocieszyć słowem, swoja opieką. Mamy 3 córki, nasz najcenniejszy skarb.

Kilka lat temu, może 5, a dokładnie 2 lutego, w Święto Matki Bożej Gromnicznej, stojąc z zapaloną gromnicą, patrząc w obraz Matki Bożej, zapragnęłam oddać się Jej całkowicie. Tak mocno to wtedy poczułam. W moim życiu nadszedł czas zmiany, czas nawracania, szukania prawdziwej drogi, do podążania której szczytem jest życie wieczne przy boku Pana Jezusa i Maryi.

W moim życiu pojawiły się osoby dobre, ale też takie, które mnie krzywdziły, raniły moją duszę. Chciałam uwolnić się od przeszłości, niemiłych wspomnień, złych ludzi, którzy mieli wpływ na moją osobę. Znajoma przybliżyła mi jak można zawierzyć się Maryi, krok po kroku. Zaczęłam 33 dni przygotowania. Był to czas walki. Nie było łatwo dotrwać do końca, ale z Bożą pomocą się udało. Koleżanka również zabrała mnie na Mszę Świętą z modlitwą o uwolnienie, uzdrowienie i Pan Jezus z dnia na dzień zaczął przemieniać moje serce na lepsze – uwalniał mnie od wszelkiego zła, złych wspomnień, emocji. W mojej duszy zapanował błogi spokój, miłość i radość. Również przeżyta spowiedź generalna z całego życia, spisane kilka stron papieru A4. W trakcie spowiedzi było wiele emocji, łez, czułam jak „ciężkie kamienie” opadają jeden po drugim na ziemię, a ja stawałam się lżejsza.

I tak zaczęło się moje nowe życie. Pogłębianie wiary, słuchanie konferencji, czytanie Pisma Świętego i katolickich książek. Szatan cały czas mieszał. Bardzo mu się to nie podobało, że idę tą drogą, która mu się nie podoba, i nie tylko ja nią idę, ale również moja rodzina. Mąż również zaczął się ze mną więcej modlić. Oddał się również z najstarszą córką Maryi. Po takim wstępie opiszę główną myśl tego świadectwa. WYPADEK SAMOCHODOWY.

Cudowne ocalenie z wypadku miało miejsce 4 listopada 2024 r. We wspomnienie św. Karola Boromeusza, patrona mojej rodzinnej parafii, z której pochodzę. Wiem, że jak on jak i wielu innych świętych ochroniło moje życie.

W tym dniu, w poniedziałek, dzień jak dzień, dzieci przygotowałam do szkoły i później pojechałam na zakupy. Wracając do domu krótszą drogą wystąpiła przeszkoda: roboty drogowe. I tak się okazało, że musiałam jechać dłuższą drogą przez las. Teraz wiem, z perspektywy czasu i przemyśleń, że to szatan mnie tam ściągnął. Czułam jego gniew, złość na sobie. To wszystko, co się działo było dziwne. Gdy wjeżdżałam do lasu, a było ok. godz. 10:00, droga była jeszcze mokra, śliska, i były liście na drodze. Mijając dwa ostre zakręty zaczęło mocno samochodem kołysać i rzucać po całej drodze. Nie mogłam w żaden sposób tego opanować. Auto z coraz większą prędkością pędziło i po ok. 500 metrach wjechałam do rowu po przeciwnej stronie. I tam jeszcze kilka razy mnie obracało. Samochód zatrzymał się pionowo przy drzewie, przodem do góry i zaczął się palić. Pamiętam tylko, że jak mnie rzucało w samochodzie, to czułam wokół siebie coś miękkiego, jakby pióra, pierzynę. Nie otworzyła się żadna poduszka powietrzna. Gdyby się otworzyły miałabym problem, żeby się wydostać, a może byłoby uderzenie w ciało. Drzwi nie mogłam otworzyć, bo zrobiło się zwarcie instalacji elektrycznej. W tym wszystkim byłam spokojna i nie panikowałam. Nie mogłam się wydostać, bo szyby boczne nie były zbite, ale obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam, że szyba z tyłu była zbita i przez nią wydostałam się na zewnątrz. Chwilę po tym, zatrzymała się rodzina, która przejeżdżała i pomogli mi powiadomić służby, pogotowie, straż i mojego męża. Samochód bardzo szybko zaczął się palić. Baliśmy się, że straż nie zdąży przed większym wybuchem, gdyż butla z gazem była pełna. Mój mąż przyjechał szybciej od straży i pogotowia. Gdy zadzwoniłam i mówię mu, że miałam wypadek samochodowy, samochód się pali, on tylko zapytał czy mi się coś stało. Auto nie jest ważne, tylko czy ty jesteś cała. Powiedziałam, że tak, jestem cała, nic mi się nie stało. On mi odpowiedział – to jest najważniejsze. Na miejscu mąż nie mógł uwierzyć to, co zobaczył. Samochód wraz z drzewem palił się jak taka duża pochodnia!

Straży udało się ugasić samochód. Ja zostałam przebadana i złożyłam zeznania co się stało. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, że to ja jestem z tego pogniecionego, w połowie spalonego auta. Bez zadrapań, bez siniaków. Nawet okulary nie zostały zniszczone. Nie było powodu, aby mnie hospitalizować. Potrzebowałam kilku dni, aby dojść do siebie, ochłonąć. Rozmyślałam nad tym, jak to się stało i wyciszyć emocje. Ludzie byli w szoku oglądając zdjęcia, a co dopiero przeżyć to wszystko.

Będąc oddana Maryi wiedziałam i czułam, że to właśnie Ona mnie otoczyła swoim płaszczem wraz z aniołami i dlatego czułam pióra.

Powyżej na zdjęciu Anna przy drzewie, które szczęśliwie ominęła. Obok na zdjęciu ślady „rzucania” samochodem

Na drugi dzień po wypadku poprosiłam męża, żeby mnie zawiózł na to miejsce. Powiedziałam mu, że tam w pobliżu była taka kapliczka na dużym drzewie, chcę podziękować i zobaczyć jaki święty lub święta mi pomogła. Bardzo się denerwowałam, czułam lęk, aby jechać w to miejsce, ale przełamałam się. Dojechaliśmy tam i poszliśmy do tej kapliczki. Ona była na drugiej stronie, na dużym dębie i ku naszemu zdziwieniu to nie był święty, lecz Święta Panienka, sama Matka Boża Niepokalana!

Wszyscy, którzy przybyli na miejsce wypadku mówili, że to „cud”. I ja wiem, że jestem świadectwem na to, aby ludziom głosić i przybliżać Pana Boga,  aby oddali siebie i swoje rodziny Maryi, kochanej naszej Niebieskiej Mamusi w opiekę. Idąc przez życie, gdy prowadzi nas za rękę Maryja a w sercu mając Pana Jezusa, żadne zło tego świata jest niczym. Ja nie mam siebie za dobrego człowieka. Wiele rzeczy w życiu mi nie wyszło, popełniłam wiele błędów, ale za jeden dar jestem Bogu wdzięczna – za łaskę wiary, za to, że Jezus objawił mi swoją miłość i wobec tej miłości nie można przejść obojętnie.

Kapliczka z Niepokalaną

Patrząc, co mogło być przyczyną wypadku, prawdopodobnie najechałam na coś kołem i opona strzeliła. Trzeba być zawodowym kierowcą, aby opanować w tym momencie samochód. Gdy na spokojnie patrzyliśmy z mężem na miejsce zdarzenia, to wystarczyło dosłowne może nawet metr, gdybym wjechała do rowu, to prosto w duże drzewo i śmierć na miejscu. A tak, wjechałam w kolejne, które okazało się podporą, abym nie dachowała do lasu. Razem z mężem od razu mówiliśmy, że to Maryja mnie ochroniła. Jedni to potwierdzają, ale są tacy, którzy patrzą z uśmiechem, tak jakby chcieli powiedzieć, chyba coś ci się stało w głowę. Wierzyć w takie rzeczy to przecież średniowiecze. Jestem żywym dowodem na to, że idąc z Maryją za rękę i z Panem Jezusem w sercu, razem z aniołami, patronem chrztu świętego, wszystko jest do pokonania.

Dopowiem jeszcze, że była tam moja patronka z chrztu świętego, św. Anna. To nie przypadek, bo u Pana Boga nie ma przypadków. Ja jestem Anna. Pani, która udzieliła mi pomocy to też była Anna, i pani policjantka, która spisywała zeznania ode mnie to również była Anna.

Bardzo szybko wróciłam do codzienności. Wiele osób otaczało mnie i moją rodzinę modlitwą. Zamawiane też były Msze Święte, za które bardzo dziękuję.

Czasami doświadczenia codziennego życia są dla nas zbyt trudne do przeżycia, przejścia, ale wierząc w Bożą Opatrzność, w to, że Bóg Ojciec jest z nami i czuwa nad wszystkim, uciekając się w modlitwie różańcowej do wstawiennictwa Matki Bożej, jest nam łatwiej zaakceptować nawet najtrudniejsze dla nas rzeczywistości.

Przez ostatnie lata Pan Bóg postawił na mojej drodze, drodze mojego małżeństwa, naszej rodziny, wiele wspaniałych ludzi, którzy tak jak my, mają ciężko, są po przejściach, poranieni, ale bardzo wzajemnie się wspieramy, jak bracia i siostry. Zaczęłam swoje nowe życie, które oddałam w ręce Boga. Razem z mężem uczymy się żyć po Bożemu. Miłość, której uczy nas Pan Jezus i Maryja jest zupełnie inna jak ta, która nas połączyła. Nie można słowami jej opisać. Odnaleźliśmy drogę, którą chcemy iść. Modląc się, również upadamy, ale teraz łatwiej się podnieść, bo podnosi nas sam Pan Jezus, który mieszka w nas.

Z całego serca dziękuję Matce Bożej i Panu Jezusowi za wszystkie łaski, które otrzymałam ja i moi bliscy. I proszę Ich o dalszą opiekę.

Zdjęcie: Pixabay free images