Przed snem wyciągam rękę do mojego Anioła Stróża

Zdjęcie: Pixabay free images

Niebo pochyliło się nade mną kilka razy, zawsze podczas modlitwy, w chwilach rozpaczy, kiedy nie wiedziałam co zrobić i jak sobie poradzić ze zranieniami, własną słabością, bezsilnością, krzywdą.

Pierwszy raz stało się to na spacerze. Wyszłam z domu, żeby się uspokoić, zebrać myśli, wypłakać, prosić Boga o pomoc. W pochmurny dzień, kiedy słońce było szczelnie zakryte chmurami zobaczyłam cień swojej sylwetki na drodze. Jakby ktoś zaświecił światło wysoko nad moją głową. Kilka razy podnosiłam głowę do góry, żeby zrozumieć co się dzieje, ale nic się nie zmieniło – tylko ciemne, ciężkie chmury. Przecież nie mieszkamy na równiku, nad głową chmury – a cień był widoczny, nie był ostry, raczej rozproszony ale wyraźny. Nie wiem ile to trwało, szłam a cień, czy raczej światło,  razem ze mną. Uspokoiłam się, poczułam w sercu radość, wzruszenie i ogromną wdzięczność – wszystko razem. Wiedziałam komu dziękować za  ten cudowny stan, wiedziałam, że to Miłosierny Bóg dał mi tę chwilę. Sporo czasu upłynęło, zanim moje życie wróciło do równowagi, ale zawsze czułam, że nie jestem sama. Dziękuję Ci Panie za tę łaskę – jesteś niesamowity i jesteś tak blisko nas. Dziękuję Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny.

Zdjęcie: Pixabay free images

Innym razem siedziałam w fotelu i zastanawiałam się jak udźwignąć kolejny problem, nie miałam siły płakać. Krzyczałam w myślach „Panie Boże, ile jeszcze mam wytrzymać – to ponad moje siły”.  W pewnej chwili poczułam na ramieniu dotyk – jakby ktoś mnie czule objął. Dotyk był niezwykle delikatny i czuły – było w nim tyle miłości. I znowu byłam taka spokojna, moje myśli się uporządkowały, rozpacz minęła, pojawiło się to samo uczucie co poprzednio – radość, wdzięczność, wzruszenie. Nie odwracałam głowy do tyłu ale wiedziałam, że jest tam Ktoś, kto mnie przytulił odchodzi, odsuwa się, rozpływa.

Najbardziej niesamowite przeżycie miało miejsce w tym roku. Mieliśmy z mężem tylko 10 dni, żeby odpocząć od domowych problemów. Jesteśmy zgranym, kochającym się duetem, ale czujemy się  bardzo zmęczeni opieką nad starszym człowiekiem. No i doszło do niekontrolowanego wybuchu złości. Obie strony zawiniły. Siadłam w takim małym, zacisznym pomieszczeniu dla gości, żeby nikt nie widział, że płaczę i nie wiem jak znalazłam się w białym, okrągłym „pokoju”. Ściany wokół mnie nie były gładkie, raczej rozmyte jak mgła, wata. Widziałam, co jest za mną chociaż nie odwracałam głowy. Nie było w tym pomieszczeniu sufitu ani podłogi. Naprzeciw mnie były drzwi – ciemniejsze od ścian – szare, bez klamki. To był tylko płaski, wyraźny prostokąt, jakby narysowało je dziecko – ja wiedziałam, że to są drzwi. Nic poza tym miejscem wtedy nie istniało, ani czas, ani zewnętrzny świat, nie było żadnych myśli – był nieopisany spokój, cisza. I tak jak poprzednio przepełniała mnie radość, szczęście, wzruszenie, byłam otoczona miłością. Nie wiem ile to trwało. Tęsknię za tym miejscem – takim przyjaznym i dobrym. Wróciłam do męża i po długiej, przyjaznej rozmowie wróciły życzliwe relacje. Minęło kilka miesięcy, a między nami jest dobrze.

Zdjęcie: Pixabay free images

Codziennie wieczorem, przed snem wyciągam rękę do mojego Anioła Stróża i robię mu miejsce obok siebie – często czuję jego dotyk na dłoni, na policzku, ramieniu. Nigdy Go nie widziałam, ale wiem, wyczuwam, kiedy jest przy mnie. Tyle ciepła jest w tym dotyku.

Boży Świat naprawdę istnieje – wiem, że dzięki woli Boga w Trójcy Jedynego i Mateńki naszej ukochanej mogłam doświadczyć takich nierzeczywistych przeżyć. Nie jestem w stanie opisać wszystkich doznań i uczuć. Niby tu na ziemi, a jednak niewymierne w czasie i przestrzeni, na takim poziomie dobra i miłości i szczęścia, jakiego nie zaznałam nigdy wcześniej. Ja nie widziałam, tego co opisuję, oczami, tylko wiedziałam, wyczuwałam jakimś szóstym zmysłem przestrzeń, kolory, Kogoś obok mnie. Ten Ktoś był wszechobecny, otulał mnie najpiękniejszym z uczuć w absolutnej ciszy i spokoju. To były uczucia podobne do tych, jakie przeżywamy patrząc z niewypowiedzianym zachwytem i łzami w oczach, na piękny krajobraz, słuchając cudownej muzyki. Używamy wtedy słów „niebiańskie widoki, muzyka” – nie bez powodu.

Nie ma takich słów, którymi mogłabym podziękować Niebu za łaski, których doświadczyłam ja i wielu moich krewnych, przyjaciół i znajomych. Za uzdrowienia, za ludzi – aniołów, którzy pojawiali się w moim życiu właśnie wtedy, kiedy bardzo potrzebowałam  rady, pomocy, wsparcia. Widziałam ludzi uzdrowionych, wyleczonych z uzależnień, osoby, którzy wyszli z traumatycznych doświadczeń. Te cuda ciągle się dzieją.

Wiem, że trzeba mocno wierzyć, zawierzyć, oddać Panu naszemu i Matce naszej, Pani Miłosiernej Niepokalanego Serca każdy krok, każdą myśl, każde przedsięwzięcie. Wszystko co mamy, co w nas dobre, ale też wszystkie ciemne strony naszej egzystencji – grzechy, upadki, każdą słabość. Wiara czyni cuda tylko my często jesteśmy ludźmi małej wiary, nadziei i miłości.

Iwona

Zdjęcie: Pixabay free images