Ona tam była

Niech Duch Święty poprowadzi to świadectwo przez ręce Maryi. Aby te słowa przynosiły owoc obfity dla tych sióstr i braci, którzy je będą czytać.

Pochodzę z rodziny katolickiej bardzo skromnej. Zawsze z Mamą i Tatą chodziliśmy do kościoła. Byłem 13 lat ministrantem.  Po ukończeniu szkoły i znalezieniu pracy zapragnąłem mieć rodzinę i tak się stało. Po zawarciu związku małżeńskiego urodziła się córka później syn. Na początku małżeństwa było bardzo dobrze. Modliliśmy się, razem z żoną chodziliśmy do kościoła.

Po urodzeniu syna moja żona podjęła pracę. Byłem bardzo zadowolony, że pracuje. Po jakimś czasie żonę przenieśli do innego miejsca, z czego strasznie była niezadowolona. Minęło 2 miesiące i z tej pracy wracała zadowolona, nie wiedziałem dlaczego. Zaczęła długo rozmawiać przez telefon i to mnie zaniepokoiło. Dowiedziałem się, że rozmawia z mężczyzną, którego poznała w tej pracy. On tam często przychodził. Mówiłem jej, żeby zerwała z nim kontakt, ale twierdziła, że to tylko kolega. W końcu go poznałem i powiedziałem jemu i jego żonie o tej sytuacji. Powiedział, że nie będzie już dzwonił. Chwilę było spokoju. Później moją żonę znowu przenieśli do tego miejsca pracy, gdzie na początku pracowała. Pojawił się kolejny mężczyzna. I też tym samym się tłumaczyła, że to tylko kolega. Miałem już dość. Zacząłem sięgać po alkohol, aby przestać o tym myśleć. Ale było coraz gorzej. Później przyszła mi myśl o modlitwie. Wtedy zaczęło się moje nawrócenie.   

Zacząłem poszukiwania. Włączyłem laptop i od razu wyświetliła mi się nowenna pompejańska. Czytam jak się modlić: 54 dni! Przecież nie dam rady! Jak nawet różańca już dawno nie odmawiałem! Biłem się z myślami trzy dni. I tak siedzę i mówię: „Maryjo, jak Ty mi nie pomożesz, to nie dam rady”. Zacząłem. Pojawiały się różne trudności. Moja żona przychodziła i patrzyła jak się modlę i mówiła: „Już skończyłeś te modły?” A ja dalej się modliłem. I tak się stało, że z jednej nowenny odmówiłem trzy, jedna po drugiej. Podczas odmawiania nowenny Zły podsuwał mi takie myśli: „Po co się modlisz? Widzisz, nic ci to nie daje”. Ale ja nie poddawałem się, bo cały czas Maryja była przy mnie. Romans dalej trwał.

Po jakimś czasie dowiaduję się, że moja żona jest w ciąży z tamtym mężczyzną. Kolejna rozpacz. Wieczorem leżąc na łóżku wziąłem krzyż i mówię: „Jezu, co ja mogę jeszcze zrobić?” I słyszę w sercu: „Idź jutro do spowiedzi i na Mszę Świętą”. Przecież, myślę sobie, byłem już u spowiedzi z całego życia, ale dobrze, pójdę. Poszedłem na drugi dzień do spowiedzi i na Mszę Świętą i okazuje się, że jest to Msza o uzdrowienie. Na tej Mszy Kapłan chodził z Najświętszym Sakramentem i stanął przede mną. Wtedy poczułem niesamowite ciepło, łzy płynęły same, których nie dało się powstrzymać. Całe ciało stało się tak, jakby bezwładne. Nigdy takiego ciepła i miłości nie poczułem jak wtedy! Poniżej padły słowa: ”Jest tutaj mężczyzna, którego bardzo zraniła żona, ale Jezus mówi do ciebie: „Nie lękaj się, jestem przy tobie”. Wiedziałem, że do mnie były skierowane te słowa i znów pojawiło się ciepło i łzy. Były to JEDYNE słowa, które wówczas padły w tym kościele. Wiem, że Jezus mnie tam zaprosił po imieniu, aby mnie uzdrowić i chwała Mu za to!

Po  jakimś czasie przyszedł pozew rozwodowy. Pomimo usilnych starań adwokata i walki dochodzi do rozwodu. Zanim do niego doszło moja żona urodziła dziewczynkę. Gdy ta dziewczynka miała dwa miesiące ten mężczyzna, z którym była moja żona, zmarł. Ja cały czas trwałem na modlitwie. Mojej żonie wybaczyłem wszystko z całego serca już na początku, bo wiedziałam, że nie walczę z żoną, ale ze Złym. Tą dziewczynkę kocham tak samo jak własne dzieci. Mówi do mnie: ”Tato”. Z żoną mamy bardzo dobre relacje, dogadujemy się we wszystkim. Mój synek, który ma 9 lat powiedział mi tak: „Tato, nie martw się. Bóg dał mamie po to to dziecko, aby wróciła do ciebie”. Dziękuję Bogu za tą sytuację,  bo na pewno nigdy nie był bym tu, gdzie jestem. Teraz z wiarą, nawróceniem, modlitwą, spokojem serca przeżywaniem Eucharystię oraz mogę dawać świadectwo. Dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Na koniec dopowiem, że zostałem Wojownikiem Maryi. Wiem, że Maryja trzyma mnie i całą moją rodzinę za rękę. Dowodem na to jest takie wydarzenie: jak zmieniałem pracę to pytałem Maryi czy ta praca ma być dla mnie. Dowiaduję się, że mam 3 miesiące wypowiedzenia. Mówię do Maryi, jeżeli ta praca ma być dla mnie to zrób tak, aby okres wypowiedzenia był 1 miesiąc. Na drugi dzień przychodzę do pracy i czuję zapach róż. Myślę sobie, przecież w tych warunkach pracy, skąd tu róże. Przechodzę z jednego miejsca w drugie i dalej zapach róż. Wzywają mnie do sekretariatu i mówią: „Ma Pan skrócony okres wypowiedzenia do miesiąca”. Wtedy uświadomiłem sobie: przecież ten zapach róż to Maryja! Ona tam była, w mojej pracy, i mi to wszystko załatwiła! Wiedziałem, że ta praca, którą mam dzisiaj jest od Maryi. Dziękuję Maryi z całego serca. Wszystko oddałem Maryi na własność. Niech Ona z tym robi co uważa za słuszne. Niech Maryja ochrania wszystkich Swoim płaszczem.

Paweł