Z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego Siostra Lucyna Reszczyńska udzieliła wywiadu dla „Gościa Niedzielnego”

W maju tego roku s. Lucyna Reszczyńska ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo Prowincji Warszawskiej skończyła 103 lata. Kilkakrotnie za zasługi została odznaczona medalami, m. in.: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Pro Memoria,  Krzyżem Pro Patria, Odznaką za zasługi dla Warszawy. 

Mimo jednak wieku i pewnych dolegliwości wciąż żywo pamięta wydarzenia II wojny światowej jak również Powstania Warszawskiego. Z  okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego została poproszona o udzielenie wywiadu dla Gościa Niedzielnego. Wdzięczna s. Lucynie i wszystkim Bohaterom nie tylko Powstania Warszawskiego, ale i II wojny światowej w poniższym opracowaniu pragnę przytoczyć Siostry wspomnienia z tamtego okresu, które zaczerpnęłam z wywiadu z Siostrą. Całość wywiadu można przeczytać w numerze 30 z dnia 28 lipca 2019 r. 

„Lucyna do panien szarytek wstąpiła w 1938 r. Miała 22 lata. Rok była w nowicjacie, następnie uczyła się w szkole pielęgniarskiej. Podczas okupacji pracowała m.in. w Szpitalu Dziecięcym przy ul. Kopernika. I to tam, w 1943 r. rozpoczęła działalność konspiracyjną, chociaż oficjalnie nigdy nie została zaprzysiężona. „W 1943 r. Niemcy zabierali nasze, polskie dzieci z Zamojszczyzny. Wiele wywieźli do Rzeszy, wiele zniemczyli, tysiące zabili. Kto mógł, ten starał się te dzieci ratować – opowiada s. Lucyna”. (…)

W dalszej części wywiadu s. Lucyna wspomina wydarzenia Powstania. Gdy nadszedł 1 sierpnia 1944 r. s. Lucyna ze szpitalnych okien widziała pierwszych powstańców. Byli to mali harcerze w wieku 14 – 15 lat. Mieli na sobie codzienne, szare ubrania z biało-czerwonymi opaskami na ręku. Każdy z nich trzymał granat. W szpitalu natomiast znajdowały się chore dzieci, wśród nich ok. 40 niemowląt. Dla bezpieczeństwa dzieci zniesiono do piwnicy z łóżeczkami. S. Lucyna opowiedziała o małej Bohaterce powstania, 8-letniej Basi, która butelką benzyny podpaliła niemiecki czołg. Niestety, Niemcy postrzelili jej płuco. Powstańcy przynieśli ją na rękach, nie przeżyła… 

Front Domu Prowincjalnego, 1945 r.

Ciągnąc dalej Siostra tłumaczyła, że personel, w tym i siostry, ratowali Niemców na równi z Polakami-powstańcami. Ok. 6 sierpnia przyszło dwóch Niemców do szpitala i po tym jak widzieli się ze swoimi doradzili dyrektorowi, żeby na dachu szpitala umieścił wielki znak Czerwonego Krzyż, aby uchronić szpital przed bombardowaniem. Warunki sanitarne coraz bardziej się pogarszały. Brakowało mleka, niemowlęta umierały. Zapasy żywności również szybko się wyczerpywały, a na ulicach ciągłe strzały, walki. Z braku wody szerzyła się czerwonka. Sytuacja była dramatyczna, ale personel i siostry nie poddawali się. Ufność swą składali w Bogu i Matce Najświętszej. Siostry i pracownice posługiwały się Cudownym Medalikiem. Rzucały je w ogień a płomienie zażegnywały obrazem Serca Pana Jezusa. Wszyscy starali się ratować co się dało i jak się dało. Ogień zażegnano.

Siostra Lucyna w dalszej części wywiadu opowiada, że 18 września część lekarzy, personelu świeckiego i sióstr wraz z najmniejszymi dziećmi wyszli ze szpitala. Dotarli na Wolę a potem poza Warszawę. Dorośli przebywali na wyższych kondygnacjach szpitala, jednak Niemcy nie pozwalali opiekować się rannymi, którzy w męczarniach umierali. Dnia 23 września Niemcy nakazali opuścić szpital. Dzieci wywieziono do Szpitala Wolskiego pod opieką szarytek i kilku osób personelu. Następnego dnia Niemcy wyrzucili z budynku tych, co jeszcze pozostali.  Tak więc s. Lucyna i inni szli przez zrujnowane już miasto. Doszli do Ołtarzewa nie wiedząc jak potoczą się ich losy. W Ołtarzewie i Ożarowie spędzili ok. 12 dni. Ojcowie pallotyni dzielili się żywnością i tym co sami mieli. W końcu znaleziono dla dzieci miejsce w Grodzisku Mazowieckim. Niemcy się zgodzili, by je tam przewieźć, jak również to co jeszcze ocalało w szpitalu. Niemcy tolerowali biały kornet sióstr, ale Siostra opowiada, że napadli na nie Ukraińcy i chcieli dopuścić sie gwałtu. Z pomocą przyszli niemieccy żołnierze w Wermachtu. 

Wirydarz, 1945 r.

S. Lucyna o szpitaliku w Grodzisku mówiła, że to było prawdziwe dzieło miłosierdzia. Nie mając porządnego pieca ani suchego opału starały się jak mogły, by dzieciom uprać i wysuszyć ubranka. Miejscowa ludność zaś przychodziła im z pomocą dzieląc się żywnością. W jakiś czas potem szpitalik został przewieziony do Bukowiny Tatrzańskiej i tam pozostał aż do września 1945 r. W końcu wygnańcy mogli powrócić do zburzonej Warszawy, by „budować, pracować oraz modlić się” – mówi s. Lucyna, „ a gdy trzeba, stawić opór panoszącej się komunie. Ale to już zupełnie inna historia…”

Kaplica, 1945 r.

Dziękujemy s. Lucynie i wszystkim tym, którzy narażali swoje życie w obronie Stolicy jak i naszej Ojczyzny.  A dla tych, którzy polegli podczas Powstania Warszawskiego i tych, którzy już odeszli do Pana wypraszamy Boże Miłosierdzie. Cześć ich pamięci!