I wtedy wszystko się zmieniło!

O orędownictwie i pomocy świętych w życiu ludzi żyjących – każdy chyba wie. Ja przekonałam się o tym w czasie mojej „przygody z Covidem”, której przebieg był dość poważny.

Przebywałam wtedy w szpitalu tymczasowym przez przeszło 2 tygodnie pobytu. I dziękuję Bogu, że tam trafiłam, bo oczywistym jest, że opieka w szpitalu jest bardziej kompleksowa niż w domu – przy najlepszym zabezpieczeniu antybiotykowym jakie miałam. Leczenie szpitalne jest nieporównywalne do domowego, gdzie można przyjąć tylko tabletki. Tutaj dostawałam antybiotyki dożylne łącznie z Dexavenem oraz Clexanem p/zakrzepowo. Także otrzymywałam bez przerwy tlen. Moje samopoczucie stopniowo się poprawiało.

Modliło się też za mnie bardzo wiele osób, którym jestem niezmiernie wdzięczna. Był tak ogromny szturm modlitewny do nieba w wielorakich formach: Msze Święte, nowenny, różańce, że mam świadomość, że było to dla mnie jak nowy dar życia.

Ale ten mój pobyt w szpitalu miał pewien mankament, który był dla mnie dość stresujący – przez pierwszy tydzień ciągle czegoś zapominano.

Wiadomym jest, że w szpitalach tymczasowych, personel jest rotacyjnie oddelegowywany z innych oddziałów i zazwyczaj osoby te nie znają się między sobą, co rzutuje na jakość wykonywanej pracy i powoduje pewien chaos. Przekonałam się o tym na sobie już wkrótce.

Otóż już od drugiego dnia pobytu w szpitalu nie otrzymałam antybiotyku przez cały dzień. Dopiero podano mi go po godz. 20:00. Rano próbowałam się upomnieć o niego u trzech pielęgniarek – bezskutecznie. I tak było przez kolejne dni przez pierwszy tydzień. Ciągle czegoś zapominano mimo, że dopytywałam się o zapomnianym lekarstwie. Zależało mi na ciągłości leczenia, ale byłam bezsilna.

Aż w końcu poleciłam się opiece św. Józefa. I wtedy wszystko się zmieniło! Muszę stwierdzić, że opieka św. Józefa jest niesamowita. On jest niezawodny! W drugim tygodniu mojego pobytu  w szpitalu, dzięki wstawiennictwu św. Józefa, dostałam cały komplet potrzebnych leków. I jak tu nie dziękować takiemu Świętemu?! Święci orędują, gdy zwykli ludzie zawodzą. I to są te małe cuda w naszej codzienności. Święci orędują za nami i lubią wypraszać nam łaski i w ten sposób pomagać (a NIEBO może więcej…)

Staram się, zwłaszcza trudne sytuacje, polecać NIEBU a potem z tym iść do ludzi. Niezawodny sposób. I mam taką świadomość i doceniam to, że Pan Bóg pomaga mi nieustannie i namacalnie. I za to niech będą Mu dzięki!