Religia, która wymaga ofiary

Wielki Post ze Sł. Bożym abp Fultonem Sheen’em

Prawie każdy w dzisiejszych czasach pragnie religii, lecz wszyscy chcą religii, która zbyt dużo nie kosztuje; to dlatego chrześcijaństwo jest rozwadniane, aby dogodzić współczesnemu człowiekowi. Każdy chce być zdrowy, lecz nie każdy chce przechodzić na dietę lub wyrzekać się tego, co szkodzi jego organizmowi. W podobny sposób, wielu ludzi w mętny sposób aspiruje do dobroci, lecz brakuje im woli, by osiągnąć ją przy pomocy wyrzeczeń. Dziesiątki tysięcy osób, które w minionym roku próbowały rzucić palenie, a po dwudziestu czterech godzinach widziały, jak ich postanowienie uchodzi z dymem, mogą zaświadczyć, w jak niewielkim stopniu współczesny człowiek gotowy jest do wyrzeczeń lub do zaparcia się samego siebie.

Niełatwo jest powiedzieć sobie „nie”. To dlatego wielu filozofów stworzyło filozofię życia polegającą na mówieniu „tak” każdemu impulsowi i pragnieniu, przydając temu słowu godności poprzez miano „samowyrażania się”. Lecz wciąż pozostaje faktem, że poważny postęp na każdej ścieżce życia wymaga jakiejś formy ograniczenia: lekarz, prawnik, sportowiec, piosenkarz, biznesmen, jeśli mają osiągnąć swe ideały. Ekspert w dziedzinie języków orientalnych lub archeologii nie może być jednocześnie mistrzem gry w tenisa. Na wszystkich ścieżkach życia trzeba coś poświęcić, jeśli chce się coś zyskać; umysł rozwijany jest kosztem ciała, a ciało – kosztem umysłu.

Również religia wymaga ofiary; nie jest ona kulą, lecz krzyżem. Nie jest unikiem; jest ciężarem; nie jest ucieczką, lecz odpowiedzią. Człowiek opiera się na kuli, lecz krzyż spoczywa na naszych barkach. Tchórz może posłużyć się kulą, lecz – aby przyjąć krzyż – potrzeba bohaterstwa.

Ktokolwiek sądzi, że krzyż jest łatwy, niech najpierw przyzna, że czyni źle lub że zerwał więź miłości, a następnie niech postara się naprawić zło na drodze pokuty i samodyscypliny, a wtedy odkryje, jak wielkiej wymaga to odwagi.

Krzyż kładzie się na barkach naszej pychy i zawiści, naszych pożądliwości i gniewu, aż – siłą tarcia – wyczerpie je, prowadząc nas do wielkich, nieprzemijających radości życia. Podobnie jak kanarek, najwspanialszych pieśni uczymy się w mrokach. Gdy w klatce jest światło, kanarek nauczy się jedynie urywków melodii, lecz w ciemnościach nauczy się całej pieśni, aż przepełni się nią jego serce i już nigdy jej nie zapomni.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Idź do Nieba! Duchowy drogowskaz ku wieczności” 2020 r., str. 54-56.