Pamięć wciąż żywa – 10. rocznica beatyfikacji Ks. Jerzego Popiełuszki

Dnia 6 czerwca 2010 r. na Placu Piłsudskiego w Warszawie miała miejsce beatyfikacja Ks. Jerzego Popiełuszki, zamordowanego niedaleko Włocławka 19 października 1984 przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Od dnia beatyfikacji mija już 10 lat. W naszej pamięci jednak to wydarzenie jest wciąż żywe, jak żywa jest pamięć jego osoby, pełnionej posługi, troski o Ojczyznę i walki o prawdę.

Trzy Siostry Miłosierdzia z Prowincji Warszawskiej również głęboko zapamiętały i do dziś żywo mają w pamięci wydarzenie tamtych dni. Tym bardziej, że na prośbę Kanclerza Kurii Arcybiskupiej w Białymstoku uczestniczyły jako świadkowie w ubieraniu do trumny ciała zamordowanego Ks. Jerzego. Już od pierwszych tragicznych doniesień nikt nie miał wątpliwości, że Ks. Jerzy jest męczennikiem. Tak wspomina jedna z Sióstr tamte przeżycia:

„Dnia 2 listopada 1984 r. wjeżdżamy na teren szpitala od ulicy Marii Curie-Składowskiej. Rodzina śp. Ks. Jerzego zostaje na zewnątrz budynku, nas i pana Jacka – przyjaciela Ks. Jerzego, który ma walizkę z ubraniem i szatami liturgicznymi prowadzą korytarzem. Wydaje mi się, że jestem w kadrze filmu kryminalnego. Wszyscy przechodzą do pomieszczenia obok, my zostajemy w pierwszym, wejściowym. Jednak przez otwarte drzwi wszystko widzimy i słyszymy, tzn. pracę komisji zdawczo-odbiorczej. Ściskałam różaniec. Zbierałam siły powtarzając „Zdrowaś Maryjo”.

Po skończonej pracy komisji kazano nam wejść. Gdy spojrzałam na ciało Księdza powstało pytanie, którego nie mogę pozbyć się do dzisiaj: „Jak mogli go bić, żeby aż tak zmasakrować?” I wtedy otrzymałam wewnętrzną pewność, że Ks. Jerzy jest Kapłanem męczennikiem. Czułam, że uczestniczę w paschalnym misterium  Chrystusa.

Patrzyłam na twarz, zestawiałam z oglądanymi wcześniej zdjęciami. Nie widziałam podobieństwa. Byłam wstrząśnięta wielkością zbrodni. Myślałam o umęczonym Chrystusie. Miałam wielkie wątpliwości co do swojej kondycji fizycznej. Myślałam, jak długo wytrzymam, gdyż nogi były bardzo giętkie i ciężkie. Wprowadzono rodzonego brata Księdza, by potwierdził identyfikację. Brat był zszokowany widokiem. Ledwo trzymał się na nogach. Ubierając ciało wciąż rozważałam, jak Ksiądz Jerzy strasznie cierpiał, jak okrutnie oprawcy znęcali się nad nim.

Przez żaluzję widziałam rosnący za oknem tłum. Ludzie wciąż modlili się. Była to modlitwa bardzo przejmująca. Miałam ufność,  że Bóg ich na pewno wysłucha. Ta modlitwa także podtrzymywała moje siły. Myślałam, że to Ks. Jerzy wywołał tak wielkie wołanie do Boga. A dotykając umęczonego ciała, byłam przekonana, że ta śmierć przyniesie wiele dobra modlącym się na zewnątrz, nam będącym w środku i dalej zatoczy kręgi.

Od początku trapiło mnie pewne zmartwienie: jak złożę ramiona i ręce Ks. Jerzego, gdy będzie już ubrany, ponieważ przy najmniejszym dotknięciu wózka, ręce jego spadały i tworzyły ramiona krzyża. Skojarzenie z Męką Chrystusa nasuwało się samo. Po ubraniu ciała pamiętam, trzymałam jego lodowato zimną lewą rękę. Sanitariusz podał mi prawą. Uniosłam je lekko w górę. Zastanawiałam się jak je złożyć. Wykonałam gest składania. I wtedy otrzymałam znak od Ks. Jerzego. Ręce złożyły się tak posłusznie jak u żywej osoby. Włożyłam w nie krzyż i oplotłam perłowym białym różańcem, który Ks. Jerzy otrzymał od Ojca świętego Jana Pawła II. Ręce nawet nie drgnęły. To czego dotykałam, co widziałam,  było dla mnie potwierdzeniem mojego najgłębszego przekonania, że Ks. Jerzy jest męczennikiem. Gdy ciało zostało ubrane i ułożone wyjechaliśmy z tego pomieszczenia wypełnionego ludźmi SB. Ciało zostało przewiezione do kaplicy znajdującej się obok i włożone do podwójnej, z zewnątrz drewnianej a wewnątrz metalowej, trumny. W kaplicy byli rodzice Księdza, rodzeństwo, krewni, oraz Ksiądz biskup Edward Kisiel i Księża. Na twarzach malowało się przerażenie i szok. Najbardziej zapamiętałam zachowanie i postawę Marii Popiełuszko – mamy zamordowanego syna. Patrząc na nią wyobrażałam sobie Matkę Bożą przyjmującą Ciało umęczonego Syna Jezusa.

Po krótkim żałobnym nabożeństwie zamknięto i opieczętowano trumnę. Księża wzięli ją na swoje ramiona i skierowali się ku wyjściu. Jednak, gdy tylko uchylono drzwi wyjściowe, ludzie w jednej chwili przejęli trumnę i nieśli wysoko na palcach rąk.

Wracałyśmy przez park. Czułyśmy się fatalnie, ale nie mówiłyśmy o tym. Gdy dochodziłyśmy do naszej posesji, zobaczyłyśmy oblężenie przez ZOMO. Pilnowały nas trzy patrole. Przy bramie wjazdowej stał trzyosobowy patrol. Drzwi od ulicy pilnowała następna trójka. W prześwicie parkanu stała też trójka. ZOMO towarzyszyło nam do końca listopada 1984 r.

Wyraziłyśmy przekonanie, że Ks. Jerzy Popiełuszko jest męczennikiem i nie trzeba modlić się za niego, lecz do niego. Czułyśmy jego pomoc w naszych codziennych zajęciach. Także często ludzie informowali nas o otrzymanych łaskach za przyczyną Ks. Jerzego Popiełuszko”.   

Błogosławiony Ks. Jerzy, i my wierzymy w Twoje potężne wstawiennictwo u tronu Boga. Prosimy za Kościół i naszą Ojczyznę. Ty widzisz jak bardzo nam potrzeba światła i mocy Ducha Świętego, Jego odwagi i życia w prawdzie. Módl się za nami!